małżeństwa dla wszystkich

środa, 30 listopada 2011

„Zakaz pedałowania” wraca do sądu

Dwie instytucje – Prokuratura Okręgowa w Warszawie i Rzecznik Praw Obywatelskich – zaskarżyły decyzję stołecznego sądu o zarejestrowaniu symboli Narodowego Odrodzenia Polski. Chodzi m.in. o homofobiczny „zakaz pedałowania” i neonazistowski krzyż celtycki.

25 października warszawski sąd okręgowy prowadzący ewidencję partii politycznych zarejestrował jako oficjalne symbole Narodowego Odrodzenia Polski cztery znaki: „zakaz pedałowania” – stylizowaną na znak drogowy grafikę przedstawiającą przekreślone sylwetki dwóch kopulujących mężczyzn, krzyż celtycki – symbol kojarzony z międzynarodowym ruchem rasistowskim White Power i używany przez grupy neonazistowskie, orła w koronie z nawiązującymi do symboliki faszystowskiej rózgami liktorskimi oraz krzyż i miecz.

Narodowe Odrodzenie Polski jest partią polityczną odwołującą się do ideologii nacjonalizmu i narodowego radykalizmu. Jej członkowie zasłynęli wieloma akcjami wymierzonymi w mniejszości religijne, narodowe i seksualne. W maju zwolennicy NOP zaatakowali krakowski Marsz Równości, rzucając w kierunku uczestników kamieniami i butelkami oraz wznosząc obraźliwe okrzyki. Członkowie NOP regularnie pikietują wydarzenia związane ze środowiskiem LGBTQ. Pojawiają się na trasach marszów i parad z transparentami „zakaz pedałowania” i innymi homofobicznymi hasłami. Nierzadko dochodzi też z ich strony do aktów przemocy fizycznej.

Trybunał umywa ręce

Początkowo sąd zakwestionował zgłoszone przez NOP symbole jako mogące nieść treści o charakterze totalitarnym, faszystowskim, nazistowskim, rasistowskim i wzywające do nienawiści, których głoszenie przez partie polityczne jest zakazane w konstytucji. O ocenę ich dopuszczalności zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego, ten jednak, z powodów proceduralnych i ze względu na niedostateczne uzasadnienie wniosku, w kwietniu odmówił rozstrzygnięcia w tej sprawie. Trybunał zajmował się nią w pełnym składzie. Aż pięciu sędziów zgłosiło do decyzji zdania odrębne.

Sąd rejestrowy powołał więc biegłych, którzy ocenili, że w znakach przedstawionych przez NOP nie należy doszukiwać się niedozwolonej symboliki. „Uważamy, iż wszystkie znaki, o które Narodowe Odrodzenie Polski pragnie poszerzyć swoją symbolikę, pełnią bardziej funkcję autoidentyfikacji jego członków niż propagandy jakichkolwiek treści, a jeżeli nawet łączy się to z głębszym przekazem informacji, to nie mają one nic wspólnego z wartościami sprzecznymi z polskim porządkiem prawnym” – czytamy w opinii sporządzonej przez biegłych dr. Pawła Nowaka, adiunkta w Instytucie Filologii Polskiej UMCS w Lublinie, i mgr. Roberta Kamińskiego, nauczyciela historii w jednym z lubelskich liceów. „Zakaz pedałowania” biegli uznali za symbol zasługujący „na miano obscenicznego albo co najmniej niesmacznego”, jednak w ich ocenie nie wzywa on do nienawiści, a jedynym, co z niego wynika, jest „zakaz kontaktów homoseksualnych w miejscach publicznych”. Takie przesłanie zaś, mimo wulgarności znaku, jest zgodne z powszechnie przyjętą obyczajowością. „Wszelkie próby doszukiwania się drugiego dna są dowodem przeczulenia” – napisali biegli.

Opierając się na tej ekspertyzie, sąd postanowił o rejestracji zgłoszonych przez NOP symboli. Sprawa ujrzała światło dzienne w poniedziałek 21 listopada, kiedy to NOP poinformował o decyzji sądu na swojej stronie internetowej. We wtorek informowała o niej większość mediów. Posypały się również krytyczne komentarze.

„Ta ekspertyza jest bezwartościowa”

– Sąd, który utrwala świadomość dyskryminującą, przyzwala na nią i nie potrafi spojrzeć na to, że obowiązuje go porządek konstytucyjny i europejski – to jest zgroza – tak decyzję warszawskiego sądu skomentowała w radiu TOK FM prof. Monika Płatek, karnistka z Uniwersytetu Warszawskiego. Jej zdaniem znak „zakaz pedałowania” narusza polskie i europejskie prawo zakazujące jakiejkolwiek dyskryminacji, a także nawołuje do nienawiści. – Jak podążymy tym tropem myślenia, to jutro będziemy mieli zgodę na znaki przeciwko starcom, przeciwko osobom na wózkach inwalidzkich i przeciwko pracującym kobietom – przestrzegała prof. Płatek.

Decyzję sądu i stojącą u jej podstaw ekspertyzę biegłych zakwestionował też dr Dariusz Libionka, historyk z Państwowego Muzeum na Majdanku i biegły sądowy. – Ta ekspertyza jest moim zdaniem bezwartościowa – ocenił Libionka w rozmowie z portalem Gazeta.pl. Zdaniem historyka jej autorzy całkowicie pominęli kontekst, w którym używane były analizowane symbole. W jego ocenie znaki takie jak krzyż celtycki i falanga nawołują do przemocy i związane są z propagowaniem ideologii neofaszystkowskiej. Rejestrację „zakazu pedałowania" dr Libionka uznał za skandaliczną. – Przekreślony znak drogowy jednoznacznie sugeruje, że dla osób homoseksualnych nie ma w społeczeństwie miejsca i z całą pewnością nawołuje do nienawiści – stwierdził historyk i porównał ten symbol z zakazem wstępu dla Żydów i Polaków stosowanym przez hitlerowców podczas okupacji.

Decyzja o zarejestrowaniu symboli NOP wywołała oburzenie organizacji broniących praw człowieka. Przedstawiciele Kampanii przeciw Homofobii, Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego, fundacji Autonomia, fundacji Trans-Fuzja i stowarzyszania Pracownia Różnorodności wystosowali do Prokuratora Generalnego protest w tej sprawie. „Uważamy, iż rejestracja jako symboli partii tych znaków stanowi naruszenie prawa, w szczególności konstytucyjnego zakazu dyskryminacji, oraz stanowiących fundament porządku prawnego zasad współżycia społecznego" – napisali. Do podjęcia działań wezwał ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina poseł Robert Biedroń z Ruchu Palikota, założyciel KPH.

Prokuratura i RPO wnoszą apelację

Po tych interwencjach i fali krytyki, jaka od ubiegłego wtorku przetoczyła się przez media, do sprawy postanowiła włączyć się Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Jej zdaniem zapewnienie symbolom NOP ochrony prawnej poprzez ich rejestrację było bezzasadne. W ocenie prokuratorów znak „zakaz pedałowania” ma charakter nieprzyzwoitego rysunku – posługiwanie się nim stanowi więc wykroczenie zagrożone grzywną w wysokości nawet 1500 zł. Uznano też, że symbol jest „obraźliwy, upokarzający i podsyca nienawiść do osób o innej orientacji seksualnej”, zaś jego rejestracja jest sprzeczna z konstytucją, która gwarantuje wszystkim obywatelom równe traktowanie i zakazuje wszelkiej dyskryminacji. Pozostałe znaki – krzyż celtycki, krzyż i miecz oraz orzeł w koronie z rózgami liktorskimi i mieczem – uznano za nawiązujące do symboliki faszystowskiej lub nacjonalistycznej.

Prokuratura zakwestionowała opinię biegłych, na podstawie której sąd zarejestrował symbole NOP, uznając że nie niosą one niedozwolonej symboliki i nie wzywają do nienawiści. „Zdaniem Prokuratury, opinia w oparciu o którą Sąd zarejestrował nowe znaki graficzne, ma jedynie charakter opinii prywatnej, gdyż Sąd nie odebrał przyrzeczenia od opiniujących, którzy nie są biegłymi z listy biegłych sądowych. Zaniechanie przez Sąd Okręgowy odebrania od opiniujących przyrzeczenia, pozbawiło sporządzoną ekspertyzę waloru dowodu jakim jest opinia sądowa” – czytamy w komunikacie wydanym przez rzeczniczkę Prokuratury Okręgowej w Warszawie Monikę Lewandowską.

Zastrzeżenia do opinii biegłych zgłosił również urząd Rzecznika Praw Obywatelskich, który także złożył w tej sprawie apelację. „Rzecznik zarzucił Sądowi Okręgowemu dokonanie wpisu do ewidencji symboli graficznych z przekroczeniem granic swobodnej oceny dowodów, w oparciu o opinię biegłych zawierającą błędy merytoryczne” – napisano w komunikacie zamieszczonym na stronie internetowej RPO. Zdaniem rzeczniczki praw obywatelskich prof. Ireny Lipowicz zgłoszony do rejestracji przez NOP znak „zakaz pedałowania” nie jest symbolem identyfikującym tę partię, lecz „przybierającą bulwersującą formę” manifestacją głoszonych przez nią poglądów. Zapewnienie mu poprzez rejestrację dodatkowej ochrony prawnej mogłoby więc prowadzić do ograniczenia wolności wypowiedzi i uniemożliwić swobodne krytykowanie tych poglądów.

Zarówno prokuratura, jak i RPO wnoszą o uchylenie zaskarżonego postanowienia w całości i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania Sądowi Okręgowemu w Warszawie. Rozpatrzeniem tych apelacji zajmie się Sąd Apelacyjny w Warszawie.


* * *


Sprawa sądowa zapewne będzie czekała na rozstrzygnięcie kolejne miesiące. My tymczasem zachęcamy do wyrażenia swojego sprzeciwu wobec stosowania symboli niosących przesłanie nietolerancji, nienawiści i przemocy poprzez przyłączenie się do protestu, który odbędzie się już w najbliższą sobotę, 3 grudnia o godz. 13.00 na Placu Zamkowym w Warszawie.


Źródła: Gazeta.pl, Wyborcza.pl, Prawaczlowieka.edu.pl, Warszawa.po.gov.pl, Rpo.gov.pl, Nop.org.pl, TOK FM

Fragmenty tekstu zostały opublikowane na portalu Homiki.pl

poniedziałek, 28 listopada 2011

Rocznica ślubu w chmurach - impreza benefitowa

Już blisko rok temu powiedziałyśmy sobie z Gosią "Tak" 11 tysięcy metrów nad ziemią, na pokładzie samolotu lecącego ze Sztokholmu do Nowego Jorku. I choć ów lot i sama podróż po Stanach były magicznymi wydarzeniami, to i teraz, niemal w przeddzień naszej rocznicy, mogę powtórzyć to, co w czasie trwania konkursu powtarzałyśmy wielokrotnie - że najwspanialszą rzeczą, jaka się w związku z akcją "Love is in the Air" wydarzyła, było wsparcie, które wówczas otrzymałyśmy. Wspierali nas wszyscy - przyjaciele, znajomi i zupełnie nieznane nam wówczas osoby, nasze portale i media ogólnopolskie, nasi sąsiedzi, rodziny i przypadkowo spotykani na ulicach czy w sklepie ludzie. Przekonałyśmy się, że choć w naszym kraju nadal nie możemy sformalizować naszego związku, żyje w nim bardzo wiele osób, które są nam życzliwe i chętnie wesprą nasze dążenia. Oraz że, choć na co dzień w wielu kwestiach się nie zgadzamy, również my, osoby nieheteroseksualne, potrafimy mówić jednym głosem, gdy chodzi o tak ważną rzecz dla wielu osób jak możliwość zawierania ślubów/związków partnerskich. To było piękne doświadczenie i nadal dodaje nam sił do działania.

Nasz udział w konkursie "Love is in the Air" zbiegł się w czasie z początkiem akcji "Miłość nie wyklucza". Dla nas o tyle ważniejszej, że skupiającej się nie tylko na promocji naszych spraw, ale też mającej na celu wypracowanie konkretnych rozwiązań i w końcu wywalczenie ustawy o związkach partnerskich. 

Konkurs się skończył, akcja trwa - znowuż, podobnie jak on - dzięki wsparciu i zaangażowaniu bardzo wielu osób. Gdyby nie oni, gdyby nie Wy, prawdopodobnie zakończyłoby się na powieszeniu plakatów w kilku miastach. To dzięki Wam "Miłość nie wyklucza" trwa do dziś i gromadzi już nie kilka, jak na początku, a kilkadziesiąt osób działających w aż pięciu grupach i kilkanaście tysięcy sympatyzujących z nią i wspierających ją słowem, dobrą radą czy, co bardzo ważne, finansowo. 

Przy takim zaangażowaniu po prostu musimy wywalczyć sobie naszą ustawę. Wierzę, że wkrótce to się stanie.

A póki co Gosia i ja zapraszamy Was na imprezę benefitową z okazji pierwszej rocznicy naszego ślubu w chmurach. Benefit odbędzie się 10 grudnia w kawiarni "Pardon, To Tu", pl. Grzybowski 12/16.

Wystąpią: Maryja Furyja Konopnicka, Martin Lechowicz, Da Boyz & the Drag Kids, Betty Q & Crew.

Zagra: Kolektyw Ladyboy

Wstęp: cegiełki od 15 zł.

Cały dochód z imprezy zostanie przekazany na akcję społeczną "Miłość nie wyklucza".

piątek, 25 listopada 2011

Marsz Równości doszedł do ściany

„O, pewnie jedziecie na marsz pedała”- usłyszałam od pijanych kiboli w sobotnie popołudnie, kiedy wraz z grupką znajomych wsiadłam do tramwaju. Panowie mieli poniekąd rację, bo jechaliśmy na Marsz Równości, oni zaś, jak się okazało, wybierali się na „Pikietę w obronie tradycyjnych wartości rodziny”, organizowaną przez ONR i odbywającą się zaledwie kilkadziesiąt metrów od miejsca, z którego nasz marsz miał ruszyć.


Już kilka dni wcześniej pojawiły się sygnały, że w tym roku przeciwnicy Marszu Równości mogą być wyjątkowo agresywni: użytkownicy skrajnie prawicowych i kibolskich forów zagrzewali się do walki z „pedalstwem” i otwarcie sugerowali, że może dojść do zamieszek podobnych do tych, które miały miejsce w Warszawie podczas Marszu Niepodległości.
Podjęta przez poznańską policję próba delegalizacji oenerowskiej pikiety nie udała się - miejscy urzędnicy argumentowali, że zgłoszenie dotarło do magistratu zbyt późno i formalnie nie można było w tej sprawie nic zrobić.


W dniu marszu centrum Poznania roiło się od uzbrojonych policjantów i zakapturzonych kiboli. Taka sytuacja powtarza się co roku, lecz tym razem policji było wyjątkowo dużo. Uczestników pikiety otaczał szczelny kordon policjantów, zza którego dobiegały kibolskie przyśpiewki i wyrykiwane na całe gardło patriotyczne hasła w rodzaju „Raz sierpem, raz młotem tęczową hołotę” lub „Kto nie skacze, jest pedałem”. Drugi, mniej szczelny kordon otaczał uczestników Marszu Równości, gromadzących się kilkadziesiąt metrów dalej.


Wyruszyliśmy z opóźnieniem, bo uczestnicy pikiety próbowali zablokować trasę marszu. Gdyby nie obecność policji, marsz zapewne nie ruszyłby z miejsca, spacyfikowany przez kiboli i oenerowców. Przez całą trasę poruszaliśmy się otoczeni ścisłym kordonem policji. W naszą stronę leciały petardy, butelki, kamienie i wyzwiska; tym razem wrzaski kiboli były doskonale słyszalne, bo po raz pierwszy od lat na marszu nie pojawił się samba, a sam przemarsz przypominał raczej ponury kondukt niż manifestację afirmującą tolerancję i różnorodność. Na Placu Wolności, który był punktem docelowym marszu, organizatorki wygłosiły kilka zdań, które zwykle padają przy tej okazji, podziękowały policji za ochronę i rozwiązały demonstrację.

Zorganizowany po raz pierwszy w 2004 roku, Marsz Równości miał głosić idee wolności zgromadzeń, tolerancji i równości, sprzeciwiał się dyskryminacji ze względu na płeć, pochodzenie etniczne, wyznanie, orientację seksualną, niepełnosprawność. Te idee wydały się władzom Poznania na tyle kontrowersyjne, że w 2005 roku prezydent miasta nie wydał zgody na przemarsz. Zamiast niego odbył się wiec, który został brutalnie spacyfikowany przez policję. To z kolei odbiło się echem w całym kraju, a w kolejnych latach miasto nie próbowało już blokować przemarszu.

O ile Dni Równości i Tolerancji, których częścią jest marsz, poruszają szeroko rozumiane kwestie dyskryminacji i nie budzą żadnych kontrowersji, o tyle sam marsz jest postrzegany przede wszystkim jako skierowany do osób LGBT. Początkowo ta etykietka nie oddawała stanu rzeczy, bo na marszu pojawiały się również organizacje kobiece, niepełnosprawni, anarchiści, ekolodzy, ateiści, działacze praw człowieka, lewicowi politycy i wszyscy ci, którzy czuli się dyskryminowani i chcieli o tym mówić głośno. Jednak od kilku lat organizacje nie związane z ruchem LGBT są na marszu równości coraz mniej widoczne, a ich hasła i postulaty praktycznie nieobecne. Widać to było również w tym roku: oprócz Stowarzyszenia Dni Równości i Tolerancji z własnym banerem wystąpiła jedynie grupa Wiara i Tęcza oraz Amnesty International.
W tym roku po raz pierwszy od dawna nie pojawiła się na marszu związana z poznańskim skłotem Samba Hałastra, co moim zdaniem jest kolejnym dowodem na coraz większą hermetyczność tego wydarzenia - członkowie RORu jako jedną z przyczyn swojej nieobecności na marszu podają nagminne ignorowanie ich haseł (dotyczących w znacznej mierze nierówności ekonomicznych) przez organizatorów.


Co ciekawe, marsz nie głosi żadnych sprecyzowanych postulatów, a wznoszone przez organizatorki okrzyki brzmią co najwyżej afirmująco: ”Tolerancja, wolność, równość”, „Tu jest Polska!” (na co wesoły ludek marszowy z reguły odkrzykuje: Tu się pije!), „Marsz Równości idzie dalej”, „Każdy inny, wszyscy równi”, „Poznań miastem tolerancji”, a najbardziej zaangażowane wydaje się hasło „Dość łamania praw człowieka”. Być może źródłem takiego stanu rzeczy jest fakt, że jeszcze kilka lat temu marsz był jednym z pierwszych tego typu wydarzeń w Polsce, napotykał zatem nie tylko przeszkody organizacyjne, ale też formalne w postaci trudności z uzyskaniem aprobaty ze strony miejskich urzędników. W tej sytuacji cenne było już to, że marsz się odbywa i że jest w stanie przejść przez miasto, a wszelkie konkretne postulaty zeszły na dalszy plan. I pozostają tam do dziś.


Na marszu nie pojawiły się zatem ani hasła dotyczące związków partnerskich, ani sprzeciwiające się lokalowej polityce miasta (w Poznaniu powstaje właśnie rodzaj kontenerowego getta dla eksmitowanych, co budzi ogromne kontrowersje), słowem: nic aktualnego. Raczej „niech nas zobaczą” niż „żądamy, protestujemy, wymagamy”.
Po siedmiu latach Marsz Równości doszedł do ściany; jego formuła niewiele się przez ten czas zmieniła, nie doprowadził do integracji środowisk mniejszościowych, jednocześnie zaś, postrzegany jako poznańska namiastka parady, jest atakowany przez kiboli i coraz silniejsze środowisko skrajnej prawicy, przez co nie jest w stanie odbyć się bez silnej ochrony ze strony policji. Udało się co prawda oswoić mieszkańców Poznania i przyzwyczaić ich do corocznej manifestacji, ale marsz otoczony szczelnym kordonem policji nie zachęca do wzięcia w nim udziału.

Nie działa już idea manifestacji broniącej wolności zgromadzeń i łączącej różne środowiska, od cyklistów po feministki i drag queen. To, co udało się podczas demonstracji w 2006, euforycznej i rekordowej pod względem ilości uczestników, pierwszej, z której rejestracją nie było kłopotów, więcej się nie powtórzyło. Od tamtej pory liczba osób uczestniczących w marszu jest raczej stała i zwykle nie przekracza trzystu. Mniej więcej tyle samo policjantów jest zaangażowanych o ochronę manifestacji. Jednocześnie zaś co roku maleje liczba organizacji biorących udział w marszu – nie wnikając w przyczyny tego stanu rzeczy nie sposób zauważyć, że marsz przestał być głosem wielu mniejszości i stał się imprezą identyfikowaną głównie z ruchem LGBT, jednocześnie nie głosząc jego postulatów.

Wygląda na to, że poznański Marsz Równości potrzebuje nowej formuły, żeby przyciągał zamiast zniechęcać i łączył, a nie wykluczał.

wtorek, 22 listopada 2011

Prof. Wyrzykowski: Konstytucja zobowiązuje do wprowadzenia związków partnerskich

Konstytucja nie stoi na przeszkodzie do zalegalizowania zawiązków partnerskich osób tej samej płci – ocenił w wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej” prof. Mirosław Wyrzykowski, kierownik Zakładu Praw Człowieka na Wydziale Prawa UW, były sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Jego zdaniem ustawa zasadnicza wręcz zobowiązuje państwo do uregulowania związków osób, które nie mogą zawrzeć małżeństwa.

Mirosław Wyrzykowski skrytykował stanowisko Sądu Najwyższego, który wprowadzenie związków partnerskich uznał za niemożliwe do pogodzenia z art. 18 konstytucji głoszącym, że „małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej”. „Instytucjonalizacja związku partnerskiego osób tej samej lub różnej płci pozostających we wspólnym pożyciu i przyznanie im większości (a tym bardziej wszystkich) przywilejów zastrzeżonych dla małżonków jest niedopuszczalna w świetle art. 18 konstytucji” – napisał SN w opinii sporządzonej na wniosek sejmu poprzedniej kadencji, który pracował nad złożonym przez SLD projektem ustawy o umowie związku partnerskiego. Zdaniem prof. Wyrzykowskiego taka opinia wobec związków osób tej samej płci „nie ma konstytucyjnego uzasadnienia”. – W konstytucji nie ma zakazu uregulowania innych niż małżeństwo związków – podkreślił były sędzia Trybunału Konstytucyjnego w rozmowie z Ewą Siedlecką z „Gazety Wyborczej”.

Prof. Wyrzykowski uważa, że SN oparł swój wywód na błędnym założeniu, iż w świetle zapisów konstytucji małżeństwo podlega „szczególnej ochronie”. W rzeczywistości konstytucyjny zapis o takim brzmieniu dotyczy jedynie weteranów walk o niepodległość i inwalidów wojennych. Zdaniem prawnika sąd nie wykazał też, w jaki sposób usankcjonowanie innych związków niż małżeńskie miałoby godzić w instytucję małżeństwa. – Związek partnerski nie pozbawi małżeństwa jakiegokolwiek przywileju ani nie obniży poziomu jego ochrony – ocenił prof. Wyrzykowski.

Osoby tej samej płci pozostające w związkach mają, zdaniem prof. Wyrzykowskiego, takie same konstytucyjne prawa do swobodnego kształtowania życia prywatnego i rodzinnego, wolności od dyskryminacji oraz poszanowania godności, jak wszyscy inny obywatele. Dlatego, w jego ocenie, na ustawodawcy ciąży obowiązek uregulowania ich sytuacji prawnej. Prof. Wyrzykowski opowiada się przy tym za jak największym zbliżeniem formuły związków partnerskich do rozwiązań małżeńskich. Sądzi, że korzystne będzie zapewnienie im podobnych przywilejów, takich jak wspólne opodatkowanie, ale i nałożenie zobowiązań mających zagwarantować ich trwałość.

Źródeł sprzeciwu wobec wprowadzenia związków partnerskich prof. Wyrzykowski dopatruje się w powszechnych uprzedzeniach, presji ze strony organizacji religijnych i kierowaniu się przez przedstawicieli władzy prywatnymi przekonaniami moralnymi. – Takie przekonania nie mogą stanowić uzasadnienia do nierównego traktowania obywateli w realizacji tych samych potrzeb i praw – zaznaczył kierownik Zakładu Praw Człowieka na Wydziale Prawa UW.

W Sejmie VII kadencji za postulatem wprowadzenia ustawy umożliwiającej zawieranie związków partnerskich opowiadają się Ruch Palikota i Sojusz Lewicy Demokratycznej. Na konieczność wprowadzenia takich rozwiązań zwracali również uwagę nieliczni parlamentarzyści Platformy Obywatelskiej. Obecnie trwają prace grupy prawników, złożonej z przedstawicieli RP, SLD oraz organizacji społecznych (m.in. Kampanii Przeciw Homofobii, Grupy Inicjatywnej oraz akcji „Miłość nie wyklucza”), która zajmuje się szczegółowym opracowaniem projektu ustawy. Efekty jej prac mają zostać przedstawione na początku grudnia.

Tekst został opublikowany na portalu Homiki.pl

Źródło: Wyborcza.pl

sobota, 19 listopada 2011

Kim jesteśmy? Co robimy?

Kampania społeczna „Miłość nie wyklucza” ruszyła we wrześniu 2010 roku. Miała za zadanie zwrócić uwagę na brak w polskim prawie ustawy o związkach partnerskich. Plakaty, billboardy i gadżety akcji pojawiły się w licznych miastach polski, wzbudzając zainteresowanie i żywe dyskusje. „Miłość nie wyklucza” trafiła do ogólnopolskich i lokalnych mediów. Profil kampanii na facebooku polubiło do dziś ponad 11 tysięcy osób. Pod hasłem Żądamy ustawy o związkach partnerskich odbyły się demonstracje na Krakowskim Przedmieściu oraz pod Sejmem. Baner o tej treści i z logiem akcji niesiony był także w warszawskiej Paradzie Równości oraz podczas londyńskiego Pride. Imprezy benefitowe na rzecz kampanii odbyły się w Warszawie i Sopocie.
 

W ramach akcji powstał także projekt ustawy o związkach partnerskich. Jego podstawą były wyniki ankiety przeprowadzonej przez portal homiki.pl, w której wzięło udział ponad 4,5 tysiąca internautów. Gdy SLD złożyło projekt ustawy o umowie związku partnerskiego autorstwa Grupy Inicjatywnej ds. Związków Partnerskich, przedstawiciele akcji „Miłość nie wyklucza” wzięli udział w posiedzeniu sejmowej komisji i zgłaszali swoje uwagi do tego projektu.

15 października bieżącego roku twórcy kampanii zorganizowali spotkanie, na którym postanowili przedyskutować jej dalsze losy. W gronie około trzydziestu osób padł pomysł, by zebrać 100 tysięcy podpisów i złożyć własny projekt ustawy o związkach partnerskich w ramach inicjatywy obywatelskiej. Najpierw jednak postanowiono sprawdzić szanse na zgłoszenie tegoż projektu przez posłów nowego parlamentu.


Poseł Robert Biedroń przeprowadził konsultacje z przedstawicielami akcji „Miłość nie wyklucza” oraz Grupy Inicjatywnej. Zgłosił propozycję, by na bazie projektów przygotowanych przez te gremia oraz historycznego pierwszego projektu ustawy o rejestrowanych związkach partnerskich, wysuniętego w 2003 roku przez panią senator prof. Marię Szyszkowską, powstał jeden, wspólny projekt ustawy o związkach partnerskich.

Prace zespołu prawnego, których efektem ma być rzeczony projekt, są w toku. W zespole uczestniczą także prawnicy związani z kampanią „Miłość nie wyklucza”. Gotowy projekt mają złożyć wspólnie posłowie Ruchu Palikota oraz Sojuszu Lewicy Demokratycznej.


Wokół kampanii natomiast zebrało się w ostatnich dniach kilkadziesiąt wolontariuszy i wolontariuszek z całego kraju, a nawet z zagranicy. Podzielili się na kilka grup roboczych. Grupa prawna wspiera wspomnianych wyżej prawników, którzy przygotowują projekt ustawy. Grupa media/PR/fundraising dba o przekaz medialny działań kampanii i zbieranie funduszy na jej dalsze funkcjonowanie. Grupa ds. kampanii ma za zadanie opracować nową odsłonę akcji, budującej poparcie wokół ustawy o związkach partnerskich. Grupa ds. 100 tysięcy przygotowuje grunt pod przedsięwzięcie, którym jest ewentualna obywatelska inicjatywa ustawodawcza. Działania kampanii wspomaga także grupa tłumaczy, zajmujących się przekładem potrzebnych dokumentów i komunikatów.

Jesteśmy silną i liczną grupą, której celem jest uchwalenie ustawy o związkach partnerskich. Bierzemy udział w pracach nad stworzeniem poselskiego projektu. Z nadzieją oczekujemy na rozwój sytuacji, ale jesteśmy gotowi na różne scenariusze. Nie ustaniemy w wysiłkach, póki wszystkie pary nie uzyskają należnej im ochrony prawnej ze strony państwa i póki nie skończy się dyskryminacja obywateli. Żądamy ustawy o związkach partnerskich, bo miłość nie wyklucza!

piątek, 11 listopada 2011

Wolontariat


Nieważne gdzie mieszkasz (mamy internet), nieważne co robisz (zawsze możesz się nauczyć czegoś nowego), ważne że chcesz "coś" zrobić. Działamy w następującej strukturze:

1. Grupa prawna - mająca za zadanie pomagać przy pracach nad nową ustawą w ramach prac, które prowadzone są pod auspicjami posła Roberta Biedronia. Jest to jedyna grupa stricte ekspercka. Jej zadaniem będzie na kolejnych etapach będzie opiniowanie oraz uczestniczenie w działaniach legislacyjnych. Jeśli jesteś prawnikiem/prawniczką, masz doświadczenie przy pisaniu ustaw, znasz się na prawie dzięki swojej pracy i nabytemu doświadczeniu - zapraszamy!

2. Grupa ds. kampanii - mająca za zadanie opracować pomysł nowej odsłony naszej akcji. Znasz się na reklamie? A może po prostu lubisz oglądać reklamy? Masz pomysły? Napisz do nas - chcemy pracować w jak największym gronie.

3. Grupa ds mediów/fundraisingu/lobbingu - mająca za zadanie wypracowanie dróg dojścia do mediów, sposobów na sprzedanie naszego przekazu. Zadaniem grupy jest również opracowanie sposobów zdobywania funduszy na akcję oraz uzyskanie odpowiedzi na pytanie - w jaki sposób promować związki partnerskie. Znasz mechanizmy medialne, masz "gen żebraczy" i wiesz jak namówić innych do finansowego wsparcia, a może nie znasz się na tym, a poprostu chcesz spróbować i się podszkolić? Zapraszamy!

4. Grupa ds. 100 tysięcy - mająca za zadanie zastanowić się jak zebrać w 3 miesiące 100 tysięcy podpisów pod projektem ustawy. Nie wiemy czy podejmiemy się takiego zadania - jeśli ustawa znajdzie się w Sejmie i będzie to ustawa, która nie będzie budziła większych emocji - będziemy wspierać ustawę sejmową. Jeśli jednak okaże się, że nie ma innego wyjścia - chcemy być na to gotowi i gotowe.

5. Grupa ds. tłumaczeń - mająca za zadanie tłumaczyć na inne języki nasze materiały prasowe. Nie szukamy już osób, które znają język angielski.

Możecie mieć wpływ na to co i jak robimy. Oddajemy akcję w Wasze ręce.

Napiszcie do naszego koordynatora:

wojciech.szot@abiekt.pl 

Powiedzcie co chcielibyście/chciałybyście robić, na czym się znacie, a może czego chcecie się nauczyć. Oferujemy atrakcyjną współpracę, platformę wymiany doświadczeń oraz niezapomniane wrażenia jak np. zgubienie się na sejmowych korytarzach ;)

Nasza praca polega na wspólnym podejmowaniu decyzji - razem chcemy wypracować najlepsze rozwiązania i jak najatrakcyjniejsze sposoby działania.

Uwaga dla osób spoza Warszawy - też możesz z nami pracować. Odległość nie jest problemem, w końcu mamy internet. A jeśli z Twojej miejscowości chce z nami współpracować więcej osób - będziecie mogli/mogły nam pomóc lokalnie. To Wy znacie najlepiej swoje miasto i jego specyfikę. Zachęcamy do przyłączenia się do akcji.

Piszcie do nas! Zapiszcie się! Czekamy do niedzieli!

Witajcie

Witajcie,

zaczynamy blogować. Po co? Chcemy zamieszczać tu najnowsze informacje o naszych działaniach, ale też rozmawiać z wami na temat związków partnerskich. Oprócz newsów znajdzie się tu miejsce na omawianie różnych aspektów związków partnerskich.

Blog jest platformą, która umożliwi nam zbieranie treści, które publikujemy w różnych miejscach, zwłaszcza pewnym portalu społecznościowym.

Do niedzieli trwa nabór do wolontariatu.